Chip-Chan

niedziela, 26 lipca 2015

#2


Ciągle myśląc o tym co było, stracisz z oczu to, co może być.
                                                   



Życie jest piękne. Kiedyś w to nie wierzyłam, ale to była kwestia czasu i mojego podejścia. Tak wiele się zmieniło, rok temu nie wierzyłabym, gdyby ktoś mi powiedział, że tak będzie wyglądało moje życie. A jednak.
Od czego się zaczęło... Mamuśka przez długi czas narzucała mi swoją "pomoc". "Pomoc" dlatego, bo ona mi chciała wcisnąć swoją wiedzę, czuła się wyższa, mając większą świadomość, i tej wyższości nie ukrywała. Nie nauczyłabym się dobrze, gdybym wtedy tą wiedzę od niej przyjęła, nie tak to działa. Każdy musi przeżyć własną tragedię, by jego chęci były na tyle silne, żeby mógł zmienić swoje życie trwale i z dobrymi skutkami. Przekonałam się na własnym przykładzie, wtedy poszłam do jednej z najlepszych terapeutek pod słońcem, wysłuchała, doradziła z perspektywy obcej mi osoby, nakierowała na niektóre ścieżki, postawiła mi pytania, na które musiałam odpowiedzieć sama sobie. Reszta przyszła poniekąd sama, otrzymałam jedną, szczerą, prawdziwą pomocną dłoń, która trzyma mnie po dziś dzień. Nie, nie prowadzi mnie przez życie - daje mi wskazówki, analizuje razem ze mną wszystkie za i przeciw, dzieli się ze mną własnymi opiniami i wysłuchuje z uwagą moich. Każdy potrzebuje takiej ręki, każdy potrzebuje rozmawiać, kontaktu z drugą osobą, wymiany zdań, małych porad, perspektyw kogoś innego. Nie przez wszystko da się przejść samodzielnie, ale taką siłę można uzyskać. Akceptacja i wiara w siebie są najpotrzebniejszymi rzeczami w życiu. Bez akceptacji samego siebie nie zaakceptujemy drugiej osoby, bez wiary w siebie nie osiągniemy tego, o czym marzymy. A marzenia da się spełnić, wszystkie. Mówię o tym, mając świadomość po części tylko teoretyczną, ale z drugiej strony - marzyłam o tym, by być szczęśliwa, by nie bać się świata; to udało mi się uzyskać. Może jeszcze nie w stu procentach, ale na tym polega życie, by popełniać błędy, by wiele razy upadać i za każdym razem się podnosić. A powstanie po ogromnym upadku to sukces ogromny, nie doceni ten, kto nie przeżył czegoś takiego.

Ostatnie kilka dni coś mi uświadomiło. Przez połowę wakacji wolałam leżeć w łóżku, prawie całe dnie, nie miałam chęci na nic, spałam bardzo długo a resztę czasu spędzałam, oglądając telewizję. Nie było fajnie, wydawałoby się tak, ale to nieprawda. Nikt na mnie nie krzyczał, że leniuchuję, nie dostawałam szlabanów, nic z tych rzeczy. Jednak ile można? Więc któregoś wieczora pomyślałam sobie, że mam przecież tyle rzeczy do zrobienia, mam pakiet do nauki japońskiego, mam pokój do przemeblowania, mama potrzebuje mojej osoby obok siebie, ja sama potrzebowałam wstać, poczuć na twarzy promienie wschodzącego słońca i po prostu żyć, od rana do nocy, a nie zaczynając dzień od popołudnia i żyjąc nocą, kiedy wszyscy inni spali. W ten sposób wymyśliłam plan na resztę wakacji: wstawać rano, uczyć się, korzystać z dnia i być tu i teraz. Idzie mi dobrze, nie powiem, że nie. Poza tym, to świetne uczucie, kiedy wstajesz rano kompletnie wyspany i od razu zabierasz się do działania. Chyba przygotowuję się do dorosłego życia, jestem coraz bardziej gotowa. (XD) Ale to dobrze, od września prawdopodobnie będę zdawać prawo jazdy, za rok kończę szkołę i będę szukać pracy - czas najwyższy, by zacząć myśleć trzeźwo.

Nie ma słów, aby opisać to co teraz czuję. Zmiany, jakie we mnie zaszły, to jest coś niezwykłego. Wmawiajcie mi, sobie, innym, że cuda się nie zdarzają - ludzie dokonują cudów sami, w sobie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz