poniedziałek, 2 listopada 2015
#3
Wymiany międzynarodowe to super sprawa.
Na początku zawsze jestem jak "jeeeeny, ja nie chcę, po co mam tam jechać, wolę chodzić na praktyki", a na koniec nigdy nie mogę przywyknąć do rzeczywistości. Wszystko wydaje mi się teraz takie nudne i monotonne, ciągle praktyki i szkoła, potem dom i tak w kółko. A tam codziennie coś się działo, każdy dzień był tak niesamowity, że kończył się w mgnieniu oka. Fakt, nie było mi zupełnie łatwo każdego dnia, pierwszy wieczór był najgorszy, stres, bo przecież to nowi ludzie, skrępowanie, to było bardzo niewygodne, mimo że na koniec czułam jakby wszyscy ci ludzie byli moją rodziną. Nawet nie rozmawiałam z każdą z tych osób, ale patrzenie na nich każdego dnia sprawiło, że w pewnym sensie przywiązałam się do nich. Były momenty, kiedy chciało mi się płakać, były też takie, kiedy kompletnie nie miałam siły nawet oddychać, ale kurde, było warto. Niestety, te projekty trwają zawsze maksymalnie osiem dni. To nie jest wystarczający czas, by mieć choć trochę dość tych ludzi, naprawdę, ciężko jest się odzwyczaić. Pewnie każdy zna to uczucie, jestem przekonana.
Smutno mi. Znalazła się tam osoba, która stała się dla mnie szczególniejsza od pozostałych, bliższa. Nie dzieli nas duża odległość, ale dzieli nas granica państw, przez którą nie jest tak łatwo się przedostać, plus osoba, o której mówię, nie nudzi się ani trochę, ma masę nauki i brak czasu na spotkania ze mną (haha co, dla chcącego nic trudnego; nevermind).
Po prostu trochę mi pusto w środku.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz